Po jakimś czasie doszli do konsensusu. Cesarstwo stanęło na krawędzi. Wobec braku Cesarza, oraz braku innych prominentnych dowódców i władców, terytorium Cesarstwa zostało podzielone pomiędzy wpływowych ludzi, dla których los państwa jest niżej od ich własnego losu i prywatnych korzyści. Armia Cesarstwa Bizantyjskiego praktycznie przestała istnieć; wobec braku płacenia żołdu część wojsk rozwiązała się, część rycerstwa i żołnierzy przeszła na stronę uzurpatora, który obecnie znajdował się wraz ze swymi poplecznikami gdzieś na obszarze Anatolii. Reszta armii pozostała wierna Cesarzowi, cesarstwu i Konstantynopolowi, którego obiecali chronić za cenę życia. Było także kilka oddziałów, które wobec braku otrzymywania żołdu przeszli na służbę lokalnym możnowładcom, lub watażkom.
- Źle się w naszym państwie dzieje. - powiedział jeden ze starszych.
- Cesarz nas opuścił, albo umarł... Nikt nic nie wie. Od dwóch lat czekamy w niepewności na jego powrót który nie następuje. A każdy kolejny miesiąc pozwala się wzmocnić uzurpatorom i naszym wrogom, kosztem cesarstwa. - powiedział inny młody człowiek.
- Drodzy czcigodni senatorowie. Jest tu w stolicy, a nawet pośród nas, ktoś godny korony cesarskiej. Pochodzi on ze znamienitego, starego, szanowanego rodu. Do tego jest młody, silny, pełen charyzmy i wigoru. Myślę, że w naszej sytuacji, jest on jedyną nadzieją i ratunkiem dla państwa. - powiedział brodaty, doświadczony senator.
- Czcigodny Herakliuszu... Czy muszę Ci przypominać, że Cesarz Jan I panuje z woli boga, i żadne prawo nie może podważać jego rządów, ani nie można go usunąć z tronu. - odpowiedział dość żywo, jeden z starszych senatorów stojących dotąd nieco z brzegu.
- Wielmożny Marcjanie, wybacz proszę ale Cesarza Jana nie ma już od dwóch lat. Wydaje mi się, że najrozsądniejszym byłoby uznanie go za zmarłego. Widać Bóg nie chciał aby dalej on panował, dlatego też wywiódł go z dala od nas, odbierając mu zmysły, a potem życie. Jedynie tak uznając obecną rzeczywistość, będziemy w stanie pogodzić tradycjonalistów fundamentalistów takich jak czcigodny senator Marcjan, oraz tych wszystkich, którym dobro Cesarstwa Rzymskiego leży na sercu. - powiedział senator Herakliusz.
Wtedy z przeciwległej strony odezwał się głos - Herakliuszu, a któż to jest według ciebie najbardziej godnym do wyniesienia do godności Basilleusa i Autokratora Rzymian? - zapytał jeden z dotąd cichych senatorów. Kiedy pytanie to padło, do grona obradujących zbliżył się stojący dotąd w pewnej odległości Aleksy Komnen. Wzrok wszystkich skierował się ku młodemu mężczyźnie, który odezwał się tymi słowami: - Jam jest Aleksy Komnen. Syn Jana Komnena i Teodory. Z pewnością czcigodni panowie senatorowie znali mego ojca. Był oddany bez reszty cesarstwu. Poświęcił swe życie służbie Cesarzowi Janowi I Bizantyjskiemu, najpierw służąc w jego armii a później służył swą radą i mądrością jako wysoki urzędnik na dworze Strategosa Temu Armeniankon.
- Samo pochodzenie nie oznacza jeszcze tego, że ktoś będzie dobrym władcą. Poza tym samo ogłoszenie się cesarzem nic ci nie da, musisz mieć poparcie senatu, oraz wojska i ludu. O ile my moglibyśmy cię poprzeć, to miej na względzie, że nie jesteśmy całym senatem. Zaś lud i wojsko jest podzielone. Jeśli nie zyskasz poparcia całego ludu i całego wojska, to staniesz się jedynie władcą kolejnego odrębnego fragmentu naszego pięknego Wielkiego Cesarstwa Bizantyjskiego. - powiedział senator Marcjan do Aleksego.
- Z waszym poparciem będę w stanie przekonać resztę senatu. A przy posiadaniu Senatu będę w stanie zebrać armię, z którą pokonamy wszelkich uzurpatorów i wrogów jedności Cesarstwa. Dlatego pytam kto jest ze mną? Kto chce uratować Cesarstwo Bizantyjskie?! - powiedział pewnym głosem, zaś pozostali zebrani odpowiedzieli zdecydowanym, pewnym, radosnym okrzykiem.