Σμύρνη - Smyrna

Awatar użytkownika
Aleksy I Komnen
Autokratōr
Posty: 733
Rejestracja: 07 paź 2023, 18:57
Lokalizacja: Bizancjum

Σμύρνη - Smyrna

Post autor: Aleksy I Komnen »

Σμύρνη - Smyrna

Obrazek


Jest to największe miasto w tej części cesarstwa i dawna stolica temu Anatolikon. Obecnie jest jednak dopiero drugim najważniejszym miastem w nowym Temie Nicei, który ustanowił Cesarz Aleksy Komnen. Smyrna powstała niemal tysiąc lat przed Narodzeniem Chrystusa jako jońska kolonia. Zburzona przez Lidyjczyków w 4 932 r. od stworzenia świata ponownie rozkwitła w czasach Aleksandra Wielkiego i diadochów. To tutaj biskupem był św. Polikarp. Smyrna oparło się najazdom arabskim, by paść pod ciosami Turków; po dwudziestu latach wróciło pod władzę Rzymian. W mieście znajduje się katedra dyzunickiego biskupa Smyrny, będącego zarazem arcybiskupem Synopy.

Obrazek
Ruiny antycznej agory

I aniołowi kościoła w Smyrnie napisz: To mówi "pierwszy i ostatni", który był umarł, a żyje. Znam ucisk twój i ubóstwo twoje, ale jesteś bogaty, i że cię znieważają ci, co się uważają za Żydów, a nie są, lecz są zborem szatana. Nic się nie bój tego, co masz cierpieć. Oto diabeł ma wrzucić niektórych z was do ciemnicy, aby was doświadczyć i będziecie mieli ucisk przez dziesięć dni. Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia.
Kto ma uszy, niech słucha, co Duch mówi kościołom: temu, co zwycięży, śmierć wtóra nie wyrządzi szkody.

Ap 2,8-11
Aleksy I Komnen
Władca Cesarstwa Bizantyjskiego
Basileus kai Autokratōr Rhōmaíōn

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
Aleksy I Komnen
Autokratōr
Posty: 733
Rejestracja: 07 paź 2023, 18:57
Lokalizacja: Bizancjum

Re: Σμύρνη - Smyrna

Post autor: Aleksy I Komnen »

Smyrna nie świętowała powrotu cesarza. Miasto, skąpane w mlecznym świetle poranka nad zatoką, oddychało strachem i ołowianą ciszą. Na dziedzińcu pałacu gubernatora, gdzie purpurowe draperie łopotały na wietrze jak krwawe języki, Jan Uzurpator stał nieruchomo. Patrzył, jak resztki jego gwardii – Waregowie o twarzach z kamienia, kawalerzyści z pogiętymi kirysami, łucznicy z pustymi kołczanami – formują się w krzywe szeregi. Ich hełmy były porysowane, pancerze nosiły ślady ognia greckiego i uderzeń toporów. Pachniało od nich potem, krwią i klęską.
– Dwieście koni. Czterysta piechurów. I garść łuczników – głos Nicefora był cichy, ostry jak sztylet wbity w plecy dumy. Nowy Domestikos stał obok Jana, jego jasne włosy spięte prosto pod żelaznym obręczem dowódcy. Szrama przez oko zdawała się jeszcze głębsza w tym świetle. – To cała "armia", jaka pozostała ci w Smyrnie, nie licząc samego garnizonu miasta Basileusie. Garnizony Efezu i Pergamonu są silniejsze, ale nawet z nimi...
Jan nie odwrócił głowy. Jego palce bębniły o rękojeść miecza.
– Mówisz, jakbym był ślepy, Niceforze. Widzę te... resztki. – W jego głosie buzowała złość, stłumiona przez gorycz. – Widzę też pusty skarbiec. I twarze mieszczan, którzy wczoraj rzucali kwiaty, a dziś chowają chleb przed moimi żołdakami. Nawet psy uciekają na mój widok.
Nicefor postąpił krok naprzód, jego błękitne oczy przeszyły Jana.
– Klęska pod Konstantynopolem była ciosem, nie wyrokiem. Aleksy miał szczęście i... przypływ. My mieliśmy most. Most spłonął, nie imperium.
Zrobił pauzę, wskazując na południe, gdzie w oddali majaczyły góry kryjące Efez.
– Pergamon, Efez, Nikomedia, Chalcedon – ich garnizony to wciąż ponad trzy tysiące żelaza. Daj mi je. Wszystkie.
Jan wreszcie spojrzał na niego, brew uniesiona w niedowierzaniu.
– I co? Maszerować pod Konstantynopol jeszcze raz? Z trzecią częścią sił? Aleksy ma teraz całą Europę i armię, która nie zaznała porażki!
– Nie pod Konstantynopol – odparł Nicefor, a w jego głosie zadrgała zimna, metodyczna wściekłość. – Po Anatolii. Wzdłuż wybrzeża, dolinami rzek, przez żyzne równiny. Każde miasto, każdą wieś, która wątpi w twoje prawo do purpury, spalimy do fundamentów. Zboże? Skonfiskowane dla armii lub spalone. Stada? Zabite na mięso lub puszczone z dymem. Mężczyźni zdolni do noszenia broni? Wcieleni siłą do nowych bandonów. Oporni? Przykład dla innych.
Jan wzdrygnął się, ale w jego oczach, po raz pierwszy od tygodni, błysnęło coś innego niż apatia – przebłysk krwawej nadziei.
– Rekwizycje? Pobór? To uczyni mnie tyranem w ich oczach, Niceforze!
Domestikos uśmiechnął się bez cienia radości.
– Już zwą ciebie uzurpatorem, Basileusie. Albo będziesz skuteczny, albo będziesz martwy. Aleksy musi przeprawić się przez Propontydę. Niech znajdzie nie ziemię obiecaną, a pustynię. Niech jego armia głoduje, zanim pierwszy żołnierz postawi stopę na azjatyckim brzegu. A nasza nowa armia... – dodał, patrząc na zdziesiątkowaną gwardię – ...wyrośnie z popiołów. Lekka piechota, tani najemnicy, chłopi z widłami – wszystko się przyda, by wiązać siły wroga, gdy my uderzymy z flanki.
Milczenie zawisło między nimi, cięższe od kolczugi. Jan przygryzł wargę, aż pokazała się krew. Potem skinął głową, krótko, jakby odcinając się od wahania.
– Rób to. Zabierz garnizony z Efezu i Pergamonu. Wszystkie bandony. Smyrnę zostaw mojej gwardii... i strachowi, który tu zostawisz.
Wyciągnął pierścień z cesarskim gryfem – sygnet dowodzenia – i wcisnął go Niceforowi do dłoni.
– Bądź moim mieczem, Domestikosie. I moją pochodnią. Spal Anatolię, jeśli trzeba. Tylko nie wracaj, póki Aleksy nie zblednie na widok dymu nad swoją "ojczyzną".
Nicefor zacisnął dłoń na pierścieniu. Skłonił się, nie w geście służalczości, ale jak szermierz przed pojedynkiem.
– Rozkaz, Basileusie. Niech ziemia płacze, zanim oni zapłaczą nad twoją stratą.
Obrazek
Aleksy I Komnen
Władca Cesarstwa Bizantyjskiego
Basileus kai Autokratōr Rhōmaíōn

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
Aleksy I Komnen
Autokratōr
Posty: 733
Rejestracja: 07 paź 2023, 18:57
Lokalizacja: Bizancjum

Re: Σμύρνη - Smyrna

Post autor: Aleksy I Komnen »

Kiedy tylko Domestikos Nicefor opuścił Smyrnę wraz z Garnizonem Smyrny – 1 bandonem lekkiej jazdy, 2 bandonami ciężkiej piechoty i 4 bandonami lekkiej piechoty – cesarz Jan pozostał sam na sam ze swymi myślami. Długo trwał w praktycznym bezruchu, wpatrzony w mapę Anatolii rozłożoną na stole z hebanowego drewna. Pył z przemarszu wojsk wciąż unosił się w powietrzu, mieszając z zapachem wosku i strachu. Nie zauważył nawet momentu, kiedy zbliżyła się do niego jego żona, Teodora. Jej kroki były ciche jak szelest jedwabiu na kamiennej posadzce, ale jej obecność – gęsta, ciężka, nasycona ambicją – rozdarła ciszę niczym nóż.
"Basileu," szepnęła, kładąc dłoń na jego zbroi. Jej palce były chłodne. "Duchy klęski wciąż tańczą w twoich oczach. Ale to nie twoje duchy."
Jan drgnął, jakby wyrwany z letargu. Obrócił się powoli. Twarz Teodory była blada, ale oczy płonęły – zimnym, zielonym ogniem. "Nie moje? Smyrna się wyludnia, skarbiec świeci pustkami, a Nicefor... Nicefor wyrusza, by kraść i palić, jak jakiś bandycki akritai. To wszystko owoce Konstantynopola."
"Konstantynopola?" Teodora prychnęła, a w jej głosie zadrgała pogarda tak gwałtowna, że Jan mimowolnie się wyprostował. "Konstantynopol był w twoim zasięgu, mężu! Kamień po kamieniu wykuwałeś sobie drogę do Złotego Rogu! To nie twoja ręka zadrżała! To nie twój rozkaz zawiódł, gdy most runął, a katafrakci Aleksego wbili się w nasze skrzydło jak rozpalone żelazo!" Jej głos stał się ostry, przenikliwy, wiercący się w czaszce. "Spojrzyj wokół. Na tych, którzy wrócili. Waregowie, którzy powinni byli umrzeć na murach, osłaniając twój odwrót, a nie uciekając przed kopytami! Arystokraci z Grecji, którzy oddali Aleksemu Teby, Ateny, cały Peloponez bez godnego oporu, a potem uciekli nocą jak złodzieje na galerach z Pireusu! Gdzie ich honor? Gdzie ich przysięga? Zawiedli. Wszyscy."
Jan wpatrywał się w nią, zmieszany. Gorycz klęski wciąż zalewała mu gardło, ale ziarno jej słów – trujące, kuszące – zaczęło kiełkować. "Nicefor... Nicefor radził roztropnie. Reorganizować, wycofać..." zaczął, ale głos mu się załamał.
"Nicefor ocalił ciebie, Basileu," podkreśliła Teodora, jej dłoń ścisnęła jego ramię. "To jego powinność. Ale inni? Ci, którzy stracili pozycje pod bramą św. Romana? Ci, którzy pozwolili, by ich bandony rozpłynęły się w panice przed szarżą Athanatoi? Ci, którzy oddali Grecję bez walki? Czy oni ocalili swego cesarza? Czy zachowali się jak ludzie godni purpury, którą nosisz? Czy zasługują, by oddychać tym samym powietrzem co ty?" Jej szept stał się sykiem. "W prawdziwym cesarstwie... nie ma miejsca dla tchórzy i zdrajców. Tylko krew może obmyć hańbę porażki. Ich krew."
Milczenie, które zapadło, było gęstsze niż dym płonącego mostu. Jan widział ich twarze: wykrzywione strachem dowódców spod murów Konstantynopola; arystokratów z Grecji, którzy zjawili się w Smyrnie z wymówkami i pustymi rękami, gdy tylko usłyszeli o klęsce. Widział, jak jego własny cień – cień Prawowitego Cesarza – kurczył się z każdą ich wymówką, każdym spojrzeniem pełnym ukrytej pogardy. Gniew, długo tłumiony przez apatię i zwątpienie, nagle zawrzał w nim jak grecki ogień. Ona ma rację. Hańba nie była jego. Była ich.
"Straż!" ryknął Jan, a jego głos, ochrypły, ale niosący się echem po pustawych komnatach pałacu strategosa (teraz jego pałacu), był jak uderzenie topora. "STRAŻ PRZYBOCZNA! NATYCHMIAST!"
Drzwi sali rozwarły się z hukiem. Wpadło sześciu Waregów z Gwardii Cesarskiej. Ich topory błysnęły w przyćmionym świetle, a twarze – poorane bliznami, obojętne jak głazy – zwróciły się ku niemu. Pachniało od nich żelazem, skórzanymi pasami i wilgocią morza.
"Słuchamy, Basileusie!" warknął ich herszt, olbrzym o imieniu Bjorn, którego kudłata broda była poplamiona zaschniętą krwią.
Jan podszedł do nich, jego sylwetka nagle wydawała się wyprostowana, nabrzmiała zimną furią. "Lista!" warknął. "Kapetan Leontios, który stracił bramę św. Romana! Protostrator Markianos, którego bandon rozsypał się jak piasek! Komes Theodoros, dowodzący jazdą lewoskrzydłową, który zawiódł! I wszyscy ci... arystokraci." Wymówił to słowo jak przekleństwo. "Strategos Niketas, który oddał Teby! Komes Georgios z Patras! I ten szczur, Leon Diogenes, który uciekł pierwszym okrętem z Pireusu! Znajdźcie ich! Wszystkich! W koszarach, w domach, w kwaterach, w kanałach – jeśli się tam chowają! Przyprowadzić ich tutaj, na plac przed pałacem! ŻYWCEM! Natychmiast!"

Waregowie nie zadawali pytań. Ich oczy, zimne jak lód północy, błysnęły zrozumieniem – i krwawą satysfakcją. Skłonili się w milczeniu, zgrzytnęli żelazem oporządzenia i wypadli z sali jak wilki rzucone na trop. Odgłos ich ciężkich kroków i warczących rozkazów szybko oddalił się w głąb pałacu.
Jan odwrócił się do Teodory. Jej usta były zaciśnięte w cienką, triumfalną linię. W jej oczach płonęło zadowolenie, ostre i niebezpieczne. Bez słowa wzięła go pod ramię. Jej dotyk był teraz pewny, władczy. Wspólnie wyszli na szeroki balkon pałacu, wychodzący na główny plac Smyrny.

Plac, zwykle tętniący życiem targowiska, teraz był pusty i cichy, jakby miasto wstrzymało oddech. Tylko wiatr hulał między kolumnami, niosąc zapach morza i dalekiego dymu. Nie trwało długo. Z wąskich uliczek otaczających plac zaczęły wyłaniać się sylwetki. Pojmani mężczyźni, szarpani, popychani, bici kolbami toporów przez bezwzględnych Waregów. Oficerowie w podartych, zabłoconych tunikach, ich dumne twarze teraz wykrzywione strachem i niedowierzaniem. Arystokraci w jedwabiach, teraz splamionych i poszarpanych, wrzeszczący protesty, błagania, groźby. Leontios, z zakrwawioną głową, wył jak zwierzę. Niketas, blady jak ściana, powtarzał bezsilnie: "To nie moja wina... Aleksy miał przewagę...". Diogenes płakał.

Waregowie ustawili ich pośrodku placu, w nieporządnej, drżącej grupie. Dwudziestu, może trzydziestu mężczyzn. Kwiat dowództwa i administracji, który przyniósł klęskę. Bjorn podszedł do stóp balkonu i skłonił się krótko.
"Stawieni przed oblicze Autokratora, Basileusie!" warknął.
Jan Uzurpator spojrzał na ten tłum ludzkiej porażki. Nie było w nim już wątpliwości, tylko lodowata, oczyszczająca nienawiść. Teodora ścisnęła jego ramię mocniej, jej wzrok – rozkazujący – spoczął na nim.
"Słyszeliście oskarżenie!" głos Jana rozdarł ciszę, twardy i pozbawiony litości. "Zawiedliście pod murami stolicy! Zhańbiliście się w Grecji! Zdradziliście przysięgę i zaufanie swego cesarza! Za klęskę, za tchórzostwo, za zdradę... jest tylko jedna kara!"
Uniósł rękę. Purpurowy rękaw jego płaszcza zawirował na wietrze jak flaga.

"ŚCIĄĆ ICH!" wrzasnął. "WSZYSTKICH! TERAZ!"

Ryk, który wydarł się z gardeł Waregów, był echem bestii. Topory wzniosły się w powietrze – ciężkie, nieubłagane, błyszczące w przybladłym świetle. Pierwszy cios spadł na Leontiosa. Głowa katana odleciała z mokrym chlupotem, a bezwładne ciało runęło na kamienie. Krzyk – nie ludzki, ale zwierzęcy – wyrwał się z gardeł skazańców. Zamienili się w tłum szamoczących się, krzyczących ofiar. Ale nie było ucieczki. Waregowie pracowali metodycznie, z makabryczną wprawą. Topory spadały raz za razem: THUD-THWACK! THUD-THWACK! Dźwięk miażdżonych kości, rozpryskującej się miazgi, chlupot krwi zalewającej bruk. Ciała waliły się jedno po drugim, konwulsyjnie drgając. Krew, jaskrawoczerwona, ciepła i śmierdząca żelazem, rozlewała się po placu, tworząc lepkie, pulsujące kałuże, spływając w rynsztoki. Zapach – miedzi, fekaliów i nagłej śmierci – uderzył w nozdrza, gęsty i duszący.
Jan patrzył, nie mrugając. Jego twarz była maską z litego kamienia, tylko w głębi oczu tlił się dziki, nienasycony płomień. Teodora stała u jego boku, wyprostowana, dumna. Jej dłoń spoczywała na jego ramieniu jak pieczęć władzy. Uśmiechała się. Cienko, zimno. Patrzyła na rzeź jak na konieczne żniwo.
Ostatni krzyk – przenikliwy, pełen absolutnego przerażenia – ucichł. Ostatnie ciało osunęło się w kałużę krwi. Cisza zapadła ponownie, ale teraz była inna. Ciężka od odoru śmierci i przesycona bezdennym przerażeniem miasta, które widziało, co spotyka tych, którzy zawiedli Uzurpatora. Na środku placu leżała bezładna sterta ciał i głów, straszliwy pomnik cesarskiego gniewu. Krew powoli sączyła się w kierunku podstawy pałacowych schodów, jakby chciała dotknąć stóp cesarza.
Jan Uzurpator wciągnął głęboko powietrze. Zapach krwi był teraz słodkawy, niemal upajający. Odwrócił się od widoku i spojrzał na Teodorę. W jej zielonych oczach zobaczył odbicie własnej, nieugaszalnej woli.
Obrazek
Aleksy I Komnen
Władca Cesarstwa Bizantyjskiego
Basileus kai Autokratōr Rhōmaíōn

Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
Aleksy I Komnen
Autokratōr
Posty: 733
Rejestracja: 07 paź 2023, 18:57
Lokalizacja: Bizancjum

Re: Σμύρνη - Smyrna

Post autor: Aleksy I Komnen »

Po trzech tygodniach sprawnego objeżdżania zachodniej Anatolii Domestikos Nicefor spalił sporo wsi i skonfiskował spore dobra. Aby nie narażać zdobytych dóbr postanowił zawrócić do Smyrny. Przywiódł ze sobą spore bogactwa. W Smyrnie panował gwar i ruch. Gwardziści ćwiczyli i szkolili już nowe jednostki. Nicefor przywiódł ze sobą sporą ilość rekruta, tak że możliwe było zwerbowanie i uzbrojenie nowych bandonów. Sformowano 2 bandony łuczników, 5 bandonów lekkiej jazdy, oraz 10 bandonów lekkiej piechoty. Do tego rozpoczęto budowę 1 baterii taranów i katapult. Domestikos przywiódł ze sobą także garnizon Attalei tj. 2 bandony lekkiej piechoty i 1 bandon łuczników. Łącznie zatem jego armia liczy już 3 bandony ciężkiej jazdy, 3 bandony lekkiej jazdy, 6 bandonów ciężkiej piechoty, 8 bandonów lekkiej piechoty, 1 bandon łuczników, plus 1 bateria balist. Pod bezpośrednią wodzą cesarza Jana Uzurpatora zaś znajduje się Gwardia: 1 bandon gwardii cesarskiej pieszej (Waregowie), 1 bandon gwardii cesarskiej konnej, 1 bandon łuczników, oraz 2 bandony łuczników, 5 bandonów lekkiej jazdy, oraz 10 bandonów lekkiej piechoty. Armia Nicefora liczy 4000 zbrojnych, zaś cesarza Jana również 4000 zbrojnych.
Obie armie wypoczęły, zregenerowały siły i uzupełniły zapasy. Następnie Domestykos Nicefor ponownie wyruszył w pole by siać zniszczenie i śmierć wrogom cesarza Jana. Za swoją siedzibę obrał miasto Amorion. Cesarz Jan zaś oczekuje z armią w okolicach Smyrny. Nicefor otrzymał rozkazy aby uderzyć na Ankyrę, lub ruszyć i spalić Cylicję za to, że Ormianie stanęli po stronie cesarza Aleksego. Jan oczekuje na ruch Aleksego, gotowy wesprzeć Niceę jeśli tam ruszą wojska Aleksego. Czując nową energię oraz widząc odbudowane siły Jan wyszedł przed pałac i nakazał zrobić paradę swych nowych wojsk.
Obrazek
Aleksy I Komnen
Władca Cesarstwa Bizantyjskiego
Basileus kai Autokratōr Rhōmaíōn

Obrazek
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Tem Nicaea”