Strona 1 z 1

Życie w Królestwie

: 23 kwie 2024, 22:15
autor: Maurycy Oranje
W dniu 22 kwietnia Jerozolima była już pełna pielgrzymów, podobnie jak jej okolice. Pielgrzymi ze wszystkich stron królestwa, jak i zagranicy, szczególnie przez port w Jaffie. Pielgrzymi kierowali się na południe, w kierunku Betlejem. Tam zatrzymywali się we wsi pod Betlejem Casale Sancti Georgii, a przez arabskojęzycznych mieszkańców Lewantu El-Chadr-od tajemniczej sprawiedliwej postaci z Koranu którą miejscowi łączą właśnie ze świętym Jerzym. Ubożsi pielgrzymi po krótkiej modlitwie w miejscowym klasztorze, na miejscu którego podobno przetrzymywano świętego Jerzego przed jego męczeństwem, wyruszali dalej do Lyddy by zdążyć na główne uroczystości. Bogatsi, którzy podróżowali konno mogli sobie pozwolić na postój do kolejnego poranka. Wtedy w przyklasztornym kościele zgromadziła się sama katolicka "śmietanką": król, oficerowie, biskupi i przełożeni zakonni oraz wyższe duchowieństwo jak również rycerstwo oraz przedniejsi pielgrzymi. Po odśpiewaniu uroczystej jutrzni zebrani dosiedli koni i i ruszyli w kierunku sanktuarium świętego. Po jakimś czasie dotarli do Lyddy gdzie przebywało już sporo ludu oczekując przybycia patriarchy który miał przewodniczyć uroczystościom.
Po celebracji nad grobem męczennika rozpoczęła się feta: po domach, po karczmach, na ulicach, na plebanii kościoła. Tańce, śpiewy, ucztowanie do nocy. Król, jak to miał w zwyczaju, wykorzystywał okazję aby mieszać się z poddanymi

Re: Życie w Królestwie

: 15 lis 2024, 9:54
autor: Maurycy Oranje
Gdy dzwony jerozolimskich świątyń uderzyły o świtaniu, mieszkańcy wiedzieli, że ten dzień będzie wyjątkowy. Maurycy, ich ukochany król, powracał po długiej nieobecności. Przez wiele miesięcy trapiła go ciężka choroba, która zmusiła go do szukania uzdrowienia w odległych, obcych stronach. Wieści o jego powrocie rozeszły się po całym królestwie, przyciągając do miasta tłumy, które z niecierpliwością czekały, by powitać swojego władcę.

U bram Jerozolimy ustawili się bogato ubrani możni, kapłani , a także zwykli ludzie – wszyscy zgromadzeni, by na własne oczy ujrzeć króla. Gdy orszak Maurycego zbliżał się do bram, cisza zapadła nad miastem, a serca tłumu biły szybciej. Wysoko na koniu, Maurycy wydawał się słabszy niż dawniej, ale jednocześnie tryskał wewnętrzną siłą, którą wywołały miesiące walki o zdrowie.

Kiedy wjechał do miasta, ludzie zaczęli wiwatować, wołając jego imię z taką mocą, że echo odbijało się od murów. Maurycy, wzruszony tym powitaniem, zatrzymał się i spojrzał na swoich poddanych. W jego spojrzeniu malowała się wdzięczność, ale i odnowione poczucie obowiązku. Wiedział, że Jerozolima przetrwała trudne chwile bez niego i że teraz potrzebuje go bardziej niż kiedykolwiek.

Gdy dotarł do pałacu, zasiadł na tronie, otoczony najbliższymi doradcami i przedstawicielami rady królewskiej. Wstał, wziął głęboki oddech i przemówił:

– Zmagając się z chorobą, miałem wiele chwil na rozmyślania. Teraz powracam do was z odnowionym sercem i pragnieniem, by służyć temu królestwu z większą gorliwością niż kiedykolwiek. Jerozolima to więcej niż miejsce – to nasza wspólna nadzieja, nasze wspólne marzenia i przyszłość.

Jego słowa wywołały entuzjastyczne okrzyki. Ludzie czuli, że ich władca powrócił nie tylko ciałem, ale i duchem, gotowy stawić czoła przyszłym wyzwaniom. Maurycy, choć naznaczony trudami i cierpieniem, wrócił do swojego królestwa silniejszy i bardziej zdeterminowany niż kiedykolwiek wcześniej. Jego powrót zwiastował nową erę – erę jedności, odbudowy i nadziei.

Re: Życie w Królestwie

: 17 lis 2024, 18:08
autor: Maurycy Oranje
W wielkiej sali Pałacu Dawida zebrała się Rada Królestw , Po raz pierwszy od miesięcy wśród możnych zasiadł jej formalny przewodniczący– król Maurycy. Członkowie rady patrzyli na swojego władcę z mieszanką ulgi i wyczekiwania.

Król uniósł się lekko na tronie, dłonią wspierając się na lwie wyrzeźbionym w poręczy. Z jego ust padły pierwsze słowa, które uciszyły wszelki szept:

– Bracia w służbie Koronie, dziękuję wam za waszą wytrwałość w mojej nieobecności. Teraz jednak nadszedł czas, byśmy, zamiast skupić się na przetrwaniu, spojrzeli w przyszłość. Wiele wyzwań stoi przed nami, a moje zdrowie, choć odnowione, wciąż nie jest najlepsze. Nie jestem już najmłodszy. Liczę na waszą pomoc, Wielmożni Baronowie.

W ciszy, która zapadła, dało się słyszeć jedynie szmer płomieni w kominku i skrzypienie pergaminów, które przed sobą mieli doradcy. Maurycy spojrzał na stojącego obok kanclerza – starszego mężczyznę o bystrym spojrzeniu, piastującego od niedawna urząd Arcybiskupa Betlejem

– Ekscelencjo przedstaw sprawozdanie z ostatnich miesięcy – powiedział król.

Kanclerz skłonił się nisko i przemówił:

– Wasza Miłość, królestwo, dzięki łasce Boga i ciężkiej pracy zebranych tu doradców, utrzymało stabilność. Dochody z ceł i podatków są nieco zmniejszone, lecz wystarczające. Jednak pogranicze pod ciągłym zagrożeniem coraz śmielszymi wypadami emirów władających sąsiednimi ziemiami, a w południowych prowincjach susza dotknęła chłopów, wywołując niezadowolenie.

Maurycy zmarszczył brwi, słysząc te wieści.

– A co z naszym wojskiem? – zapytał, kierując spojrzenie na marszałka armii, hrabiego Baldwina.

– Wasza Miłość – odparł Baldwin, prostując się w swej zbroi ozdobionej herbem królestwa – nasze siły są zdyscyplinowane, lecz brakuje im zapasów i odpowiedniego uzbrojenia. Jeśli mamy przeciwstawić się zagrożeniom, potrzebne będą inwestycje w zbrojenia.

Król słuchał uważnie, kiwając głową.

– Zatem to jasne – powiedział w końcu. – Musimy działać szybko i zdecydowanie. Kanclerzu, rozpocznijmy planowanie ulg podatkowych dla chłopów dotkniętych suszą. Marszałku, zwołaj radę wojenną. Chcę znać każdy szczegół, który pozwoli nam zabezpieczyć granice. A wy – spojrzał na biskupa Armanda – zwołajcie synod duchownych, by podnieść morale wśród ludu i przypomnieć im o naszej jedności i opiece Najwyższego.

Zebrani odpowiedzieli chóralnym „Tak jest, Wasza Miłość!”.

Gdy narada dobiegła końca, a doradcy rozeszli się do swoich zadań, Maurycy pozostał w sali jeszcze chwilę. Patrząc na rozświetlony promieniami słońca herb Jerozolimy, cicho powiedział do siebie:

– Jerozolima przetrwała w mojej nieobecności. Teraz musi rozkwitnąć. Ale najpierw bezpieczeństwo.

Re: Życie w Królestwie

: 20 lis 2024, 15:13
autor: Maurycy Oranje
Trzy dni później, w chłodny poranek, sala narad w królewskim pałacu w Jerozolimie wypełniła się ludźmi. Tym razem zgromadzenie było bardziej różnorodne – poza radą królewską w posiedzeniu uczestniczyli również wysłannik sułtana Egiptu i posłańcy z pogranicznych regionów. Na środku sali stał wielki stół pokryty mapami królestwa, na których zaznaczono kluczowe punkty – twierdze, drogi handlowe i miejsca ostatnich potyczek.

Król Maurycy wszedł powoli, ale z godnością, ubrany w białą tunikę z haftowanym herbem Jerozolimy. Towarzyszył mu kanclerz Hugo oraz marszałek Baldwin. Obecni wstali, oddając królowi hołd, zanim wszyscy zajęli swoje miejsca.

– Panowie i panie – rozpoczął król, wskazując na mapy – zgromadziliśmy się tutaj, by omówić sprawy kluczowe dla przyszłości królestwa. Na granicach z Emiratem Damaszku mnożą się prowokacje. Ich jeźdźcy plądrują nasze wsie, a ostatnie o ruchach wojowników i, którzy mogą dążyć do zbrojnego zajęcia Doliny Świętych Źródeł.
-To dolina w Libanie gdzie znajdują się monastery, tak? Poprawcie mnie jeśli się mylę-powiedział król, chcąc się upewnić czy wie o czym mowa, a doradcy pokiwali głowami.

Marszałek Baldwin podszedł do stołu i wskazał na południowo-wschodnią część mapy.

– Tu, w regionie Pustyni Negew nasze siły graniczne liczą nie więcej niż czterystu ludzi. To zdecydowanie za mało, by powstrzymać zorganizowany atak. Jeśli jednak umocnimy fort Krak de Moab i przeprowadzimy szybki zaciąg, będziemy w stanie zyskać przewagę strategiczną.

Przysłuchujący się temu ambasador sułtana Egiptu, ubrany w bogato zdobioną szatę, zmrużył oczy.

– Wasza Miłość – odezwał się powoli – zapewniam, że mój pan, An-Nasir, pragnie pokoju między swoimi sąsiadami. Proszę, pozwólcie nam negocjować warunki z Turkami, zanim rozważymy militarne rozwiązania w imię starej przyjaźni.

Słowa te wywołały pomruk wśród zebranych, lecz król uniósł rękę, by uciszyć zebranych.

– Ambasadorze – powiedział spokojnie – jestem królem, który rozumie wartość pokoju, ale również obowiązek obrony swojego ludu. Zaznaczcie w moim imieniu że nie zawahamy się użyć siły. Pojedzie z wami mój rycerz, Francisco.

Po kilku godzinach intensywnych debat rada zakończyła obrady. Rozkazy zostały wydane, a król podjął kroki dyplomatyczne, które miały zyskać na czasie, podczas gdy jego armia przygotowywała się do ewentualnych działań.

Tego wieczoru Maurycy długo rozmyślał, spoglądając na światła miasta z balkonu swojego pałacu. Wiedział, że balansuje na cienkiej linii między wojną a pokojem, ale w jego sercu płonęła determinacja, by Jerozolima przetrwała – silna i niezłomna. Jak kiedyś