- Jutro przyjedzie do ciebie dwóch łacinników z Antiochii, mają złożyć mi hołd.
- Jaki hołd?
- Nieważne...
- To barbarzyńcy?
- Krzyżowcy. Czy to jasne?
- Panie, a dlaczego do mnie, a nie do ciebie albo do Andronika?
- Bo tak postanowiłem. Umówiłem się z nimi na twoim dworze, ale mogę się trochę spóźnić. Dlatego pod moją nieobecność masz się zająć tym, żeby było miło. Masz zrobić dobry grunt pod hołdowanie.
- Ale ja jutro nie mogę!
- Dlaczego?
- Bo... w piątki piszę ikony.
- Masz też swój własny tem, który ci dałem i dlatego spotkasz się z nimi i zorganizujesz im taką balangę, jakiej jeszcze w życiu nie widzieli.
- To znaczy co?
- Jajco! Pomyśl przez chwilę!
- Słucham?...
- Weźmiesz najładniejsze panienki, najlepsze wino i tyle mięcha, ile potrafisz unieść. Czy to jasne? Jeśli któryś z nich otworzy beczkę z tyłu, ma w niej być wino z spod Tbilisi, rozumiesz? Jeśli będzie chciał przelecieć arabkę…
- Nie mam arabki na dworze!
- To pomalujesz jednego ze swoich ludzi brązową farbą, wszystkiego ma być w opór.
- A jeżeli...
- A jeżeli będą chcieli pozwiedzać hipodrom, to zabierzesz ich na hipodrom, kurwa jego mać!