Strona 4 z 4

Re: Wielka Wojna Domowa

: 07 kwie 2025, 22:57
autor: Maurycy Orański
Armia kontynuowała marsz na północ. Na drogach nie było nikogo. Nawet w niektórych wioskach znalazło się ledwie kilka razy osób lub nawet nikt. Od miejscowych dowiedziano się że uzurpatorscy poplecznicy rozpuścili pogłoskę że armia Maurycego przybywa by karać całą ludność za wyznawanie wiary prawosławnej i popieranie uzurpatora więc wieśniacy w pośpiechu zabrali dobytek i uciekli do Ancyry.
Niektórzy z królewskich podwładnych proponowali aby wykorzystać to do obrabowania pozostałych po komorach i spichlerzach zapasów. Sami bowiem nie mięli wiele z powodu pory. Król kategorycznie odmówił.
-Mamy wyzwalać, a nie rabować. Nikt kto nie stawia nam oporu nie jest nam tu wrogiem-powiedział po czym skinął na jednego ze swoich dworzan.
-Ryszardzie, weź kilku ludzi. Wrócisz do Jerozolimy i weźmiesz zasoby królewskiego skarbca. Będą nam potrzebne-rozkazał, a rycerz skłoniwszy się wyznaczył sierżantów do pomocy i odjechał z powrotem do Cylicji.
Późnym popołudniem wojska dotarły do bram miasta. Władca nie był bardzo zaskoczony widząc je zamknięte.
Obrońcy odmawiali kapitulacji wierząc w rozpuszczoną plotkę.
Mając ograniczone siły król postanowił nie szturmować miasta, ale spróbować zmusić mieszkańców do kapitulacji. Coś nadającego się do tego celu musi być duże i niebezpieczne. Idealnym kandydatem zdał się trebusz. Dwie sztuki wpadły w ręce królewskich inżynierów po zdobyciu Tarsu. Praca rozpoczęła się od razu. Niestety sam widok kolosów nie zmiękczył serc mieszkańców Ancyry. Trzeba było wprawić je w ruch. O zmroku mury zaczynały przejawiać oznaki "zmęczenia" uderzeniami. Ale nawet to nie skłoniło mieszczan do rokowań. Ostrzał trwał również w nocy, aż powstały wyrwy. Dopiero wtedy z bramy wyszła delegacja. Prosili o oszczędzenie miasta oferując trybut. Król, widząc w tym swoją szansę odmówił pieniędzy i zapewnił mieszczan że pod władzą cesarza Aleksego (to imię specjalnie zaakcentował) są bezpieczni.
Pół godziny później monarcha, na czele wojska wkroczył do miasta. Witany był chłodem. Mieszkańcy nie byli pewni jego kolejnych kroków. Król natomiast jedynie udał się do cytadeli i rozlokował swoich ludzi po mieście na noc.
Kolejnego dnia ogłosił przejęcie władzy w grodzie przez prawowitego cesarza i wezwał mieszkańców wsi do powrotu do domów.
Zakupiwszy zapasy dla armii rozkazał kontynuować marsz na północ.

Re: Wielka Wojna Domowa

: 09 kwie 2025, 11:55
autor: Maurycy Orański
W Hadrianopolis na króla i douxa czekała niespodzianka w postaci niewielkiego garnizonu. Mimo iż spodziewali się oni kolejnego, choćby nawet krótkiego jak w Ancyrze, oblężenia, to jak tylko poselstwo doszło do bram miasta, te się otwarły. Na spotkanie wysłanników wyszedł bogato przyodziany oficer. Wyjaśnił on że miasto w większości pozostawało wierne prawdziwemu cesarzowi i religii, ale nie widząc szans na powodzenie oporu poddało się pod okupację wroga. Teraz, kiedy tylko mieszkańcy posłyszeli o klęsce wroga pod Antiochią, byli żołnierze postanowili wrócić w szeregi armii imperialnej. Potajemnie rozsyłano posłańców aby ochotnicy zebrali się właśnie w Hadrianopolis i czekali na przybycie sojuszników lub okazję do wymarszu aby się z nimi połączyć. Oficer oddał pod komendę wodzów 200 w pełni uzbrojonych piechurów, a także 400 uzbrojonych częściowo lub nieuzbrojonych ale wyszkolonych ludzi.
Właśnie na taką okazję, na wozach towarzyszących wojsku Jerozolimy, czekały zbroje i broń kupione w Niemczech przed rozpoczęciem konfliktu. Co prawda nieco różniły się one od tego czym niegdyś władali ochotnicy, ale te różnice nie były tak wielkie by całkowicie uniemożliwić ich użytek w bitwie. Oddziały greckie trafiły pod komendę cesarza seniora.
Bez zbędnej zwłoki, wzmocniona armia ruszyła w kierunku celu wędrówki: Heraklei Pontyjskiej dokąd dotarła następnego dnia. Zgodnie z przewidywaniami garnizon zabarykadował się za murami i był gotowy do walki. Król musiał rozważyć dalsze kroki. Niewykluczone że wróg wykrył marsz jego ludzi już nawet kilka dni temu. Jeśli tak, to w tym samym czasie ze Smyrny mogła ruszać pomoc której pojawienie król przewidywał na za trzy dni. Mając dwa dni postanowił rozpocząć ostrzał murów,zanim wyda rozkaz szturmu.

Re: Wielka Wojna Domowa

: 10 kwie 2025, 22:15
autor: Maurycy Orański
Trebusze pracowały bez ustanku zaraz od momentu jak zostały ponownie zbite przez inżynierów królewskich. Wspierały je również katapulty obsadzone przez dawne załogi balist. Obrońcy, nie posiadając żadnej artylerii mogli jedynie czekać i liczyć na to że mury wytrzymają grad kamiennych pocisków.
Nocą jednak przeszli do działania. Jazda wraz z częścią piechoty wsiadła na galery i zachowując pełne zaciemnienie wypłynęła z portu. Straże wystawione przez atakujących zwracały uwagę na miasto, a nie na wody Morza Czarnego. Dzięki temu flotylla dopłynęła niezauważona prawie do samego brzegu. Żołnierze natychmiast wsiedli do łodzi i powiosłowali w kierunku plaż. Dopiero wtedy, w świetle księżyca dostrzeżono sunące po wodach sylwetki niewielkich jednostek. Straże wszczęły, zbyt późny, alarm. Słysząc krzyki w obozie, Grecy wiosłowali mocniej nie bojąc się robić hałasu. Frankowie natomiast gorączkowo zbierali się w oddziały lub, większości, po prostu biegli nad wodę. Wielu brało jedynie broń, odrzucając zbroje i biegli nad morze. Tam pierwszy opór skwitowany został gradem greckich strzał co okazało się zabójcze dla wielu obrońców którzy nie zdążyli włożyć uzbrojenia ochronnego. Pod tą osłoną ogniową na ląd zeszła piechota z zadaniem spalenia maszyn oblężniczych. Pokonawszy jeszcze nielicznych żołnierzy króla Maurycego broniących wyjść z plaży, buntownicy podpalili najbliższą katapultę. Ogień rozświetlił zarówno noc, jak i umysły łacinników. Odtąd nie biegli na złamanie karku w kierunku morza, a czynili to w zwartych oddziałach, które podjęły skuteczną walkę o okolicach stanowiska drugiej katapulty. Co prawda i pod nią wróg podłożył ogień,ale dzięki kontratakowi rycerzy zakonnych ich obsługi, wraz z czeladzią, mogły przeprowadzić akcję gaśniczą i zapobiec całkowitemu zniszczeniu maszyny. Aczkolwiek opór był jeszcze zbyt słaby by odeprzeć atakujących. Sytuację zmieniło przybycie kolejnych oddziałów, w tym gwardii, na czele z oboma wodzami. Gwardziści wzmocnili szeregi broniących co spowodowało chwianie się szeregów napastników. Grecy zrozumieli że nie mają szans więc padła komenda do odwrotu. Mimo strat i naporu wojsk Jerozolimy, obrońcy wycofali się we względnym porządku. Zostawili jednak za sobą stu martwych lub rannych ludzi. Odpływające galery zostały ostrzelane z balist które nawet wznieciły pożar na jednym okręcie, ale został on szybko ugaszony i żaden okręt nie zatonął.
Król uznał że właściwie bierne czekanie na rozwój wydarzeń jest zbyt ryzykownym pomysłem. Dał jednak swoim ludziom pospać. Od rana natomiast praca wrzała. Artylerzyści przystąpili do swojej “zwykłej pracy” czyli ostrzału. Poza obsługą uszkodzonej katapulty która naprawiała swoją machinę. W tym samym czasie piechota i czeladź prowadziła intensywną wycinkę drzew by następnie sporządzić z pozyskanego drewna drabiny. Około godziny czternastej trzydzieści drabiny były już gotowe. Padł więc rozkaz: “Naprzód! Za Boga, Króla i Ojczyznę!”. Wojownicy ruszyli spokojnym krokiem, dzierżąc drabiny w jednej ręce, a tarcze w drugiej. W końcu dosięgnął ich ogień, wciąż nieustępliwych, obrońców. Tarcze, jednak w znacznej większości spełniły swoje zadanie. Większe straty szturmujący odnieśli dopiero przy samych murach. Do szpicy ataku wysforowali się cesarscy Ormianie i Grecy, bardzo chętni do zemsty za lata prześladowań i krzywd ze strony uzurpatora. Cesarz Jan trwał w ogniu bitwy wśród swoich ludzi. Zaraz za cesarskimi, na mury wskoczyli inni Grecy: królewscy Towarzysze. Między nimi, mimo trudności we wspinaniu się po drabinie, znalazł się król Maurycy. Na początku bitwy jedną czerwienią jaka była w jego stroju był zwisający z jego szyi czerwony krzyż templariuszowski. Już wkrótce jednak podobną barwę uzyskała jego pierś i barki. Po tym jak szturmujący dostali się na mury walka nie trwała już długo. Większość garnizonu to była lekkozbrojna piechota, więc nie mogła ona wiele zdzierżyć w starciu ręcznym z rycerstwem, w szczególności drużynnikami króla i rycerstwem zakonnym, którzy oprócz posiadania lepszego uzbrojenia są świetnie wyszkoleni, jako że większość swojego żywota poświęcają wojennemu rzemiosłu, z którego żyją. Grecy zaczęli się więc poddawać. Przed godziną czwartą miasto było w rękach sił wiernych Autokratorowi Rzymian.

Re: Wielka Wojna Domowa

: 12 kwie 2025, 13:49
autor: Maurycy Orański
Po jednodniowym odpoczynku król poprowadził swoich podkomendnych w kierunku kolejnego celu: Nikomedii. Przemarsz wybrzeżem, a następnie przez północnoanatolijskie wzgórza przebiegł bez większych komplikacji. Największy problem sprawiał transport machin oblężniczych przez góry. Na rozkaz króla cały czas trwał marsz ubezpieczony. Jednakże nie było to potrzebne gdyż po wrogu nie było ani śladu. Do czasu aż na horyzoncie, w promieniach zachodzącego słońca nie ukazała się Nikomedia. Na wieżach tej dawnej stolicy Templariuszy nie można było nie dostrzec dwunastu katapult.
Król kazał zatrzymać armię w bezpiecznej odległości i zwrócił się do jednego ze swoich przybocznych.
-Pojedź do miasta i zaproponuj im kapitulację i przebaczenie. Albo śmierć-powiedział z kamienną twarzą.
Rycerz ukłonił się i zabrał do wykonywania monarszego polecenia. Wziął ze sobą giermka i dwóch greckich jeźdźców a następnie wyruszył w kierunku miasta. Ku jego zaskoczeniu otworzono mu bramy. Jednak tym co spotkał po wejściu do miasta nie były oznaki kapitulacji. Wręcz przeciwnie. Ujrzał setki nienawistnych i zdeterminowanych twarzy oraz jeszcze więcej rąk zaciskających się na mieczach i łukach. Lekko zmieszany rycerz wyrecytował wiadomość. Odpowiedź uzurpatorskiego Stratega nikogo nie zdziwiła. Brzmiała ona: “Chodźcie nam tę śmierć zadać. Pociągniemy was do piekła. Przeklęci łacinnicy.” Wkrótce uzupełniły ją okrzyki:”Śmierć! Śmierć! Śmierć łacinnikom!”. Poseł przełknął ślinę i zwrócił konia w kierunku wrót. Następnie opuścił Nikomedię przy wtórze śmiechów i kpin jej garnizonu.
Z kwaśną miną zbliżył się do władcy i przemówił
-Nie poddadzą się. Są pewni swego. Co gorsza nasz wywiad się omylił. Jest ich tam wedle mych obserwacji kilka tysięcy-zrelacjonował swoją misję
-Wierzę w twój osąd. Mocna twierdza i dobrze obsadzona. Pewnie zgromadzili również spore zapasy żywności i materiałów wojennych. Szturm to szaleństwo-zasmucił się król.
-Otoczyć miasto!- warknął po chwili
Tak zapadła noc

Re: Wielka Wojna Domowa

: 16 kwie 2025, 9:35
autor: Maurycy Orański
Trwał czwarty dzień oblężenia Nikomedii. Królewskie siły, wspierane przez cesarza Jana i rycerzy Zakonu Templariuszy, otoczyły miasto szczelnym pierścieniem. Dwa potężne trebusze, nazywane przez żołnierzy "Święty Jerzy" i "Władca Gromów", nie ustawały w miotaniu pocisków w mury miasta. Każda uderzająca skała wzbudzała tumany kurzu i radosne okrzyki wśród wojsk oblężniczych.
Król Maurycy obserwował wszystko stojąc przed swoim namiotem. Obok niego, w milczeniu, stał cesarz Jan, zwany już przez żołnierzy Niezłomnym, który zaledwie kilka tygodni wcześniej przyczynił się do rozbicia wojsk uzurpatora pod Antiochią a wcześniej wyzwolenia Tarsu.
Późną nocą z twierdzy wyruszył nieoczekiwany atak. Lekka jazda, najwyraźniej zgromadzona potajemnie w Nikomedii, wyruszyła z północnej bramy pod osłoną chmur i ciszy. Ich cel był jasny – podpalić trebusze. Obrońcy liczyli, że zniszczenie machin oblężniczych wymusi wstrzymanie działań ofensywnych i da czas na nadejście odsieczy.
Zwiadowcy templariuszy jednak nie spali, lecz pozostawali czujni. Jeden z nich, brat Goswin z Lotaryngii, pierwszy zauważył poruszenie w ciemności i natychmiast zbudził obóz. Z pewnej odległości było już wyraźnie widać pędząca ławę konnych. Wtedy oficerowie piechoty zorientował się co jest celem. Nakazał ustawić gotową już część oddziału w szeregu, w pewnej odległości od trebuszy. Nagle wróg zatrzymał się i na piechurów spadł grad strzał. Nie wszyscy zdążyli schronić się za tarczami, ale nieszczęśników natychmiast odciągnęli towarzysze, po czym uzupełnili linię. W tym samym czasie Grecy ruszyli do natarcia, wciąż ostrzeliwując piechotę królewską. Skala nawały ogniowej unieruchomiła wojska jerozolimskie, które po prostu chowały się za tarczami. Wtedy z pomocą Świętemu Jerzemu przyszedł Tigran ze swoimi Ormianami, a Władcy Gromów templariusze. Armeńskie strzały spadły na pewnych już siebie Greków wprowadzając zamieszanie. Oficerowie jednak wkrótce opanowali swoich ludzi i wkrótce w kierunku obu trebuszy poleciały pochodnie. Piechota i inżynierowie rzucili się do gaszenia pożarów w czasie gdy Ormianie uderzerzyli na napastników. Jazda ormiańska ponosząc spore straty, dopędziła wroga i związała go walką co pozwoliło piechocie przyjść i dołączyć się do walki. Lepiej opancerzeni templariusze nie przelali wiele krwi nim starli się z wrogiem.
Dowódcy wroga stracili widoki na sukces więc dali rozkaz do odwrotu.