Geórgios Palaiológos zbliżał się ze swymi ludźmi do Mosynopolis, małego miasteczka położonego niedaleko rzeki Nestos. Był to jeden z ważniejszych ośrodków w regionie, który pełnił rolę handlową i administracyjną. Geórgios liczył na to, że znajdzie tam gościnność i spokój po długiej podróży.
Podczas jazdy, spostrzegł grupkę dzieci, może to było rodzeństwo, a może przyjaciele, wspólnie bawiących się na polu. Biegali, śmiali się, rzucając się nawzajem kłosami zboża. To sprawiło, iż nagle wróciły do niego jakieś wspomnienia z jego dzieciństwa, jak bawił się z bratem. Pamiętał, jak razem z Leonem, młodszym o dwa lata, bawili się w Greków i Rzymian, albo w rycerzy i turków, walcząc ze sobą patykami i gałęziami. Pamiętał, jak razem z nim chodzili na ryby, na polowania, na naukę. Pamiętał, jak razem z nim marzyli o służbie cesarzowi i o chwale. Pamiętał, jak Leon, mający zaledwie dwadzieścia lat, zginął z rąk bandytów, którzy napadli go na trakcie. Pamiętał, jak bardzo tęsknił za nim i jak bardzo go kochał...
Te wspomnienia przerwał mu nagle jego koń, który zaczął kuleć. Geórgios zatrzymał się i zsiadł z niego, obejrzawszy jego nogę. Okazało się, że koń nadepnął na jakiś ostry kamień, który zranił mu kopyto. Na szczęście rana nie była głęboka i nie krwawiła zbytnio. Geórgios poprosił o pomoc cyrulika, który był w jego oddziale. Ten zaś wziął z torby trochę wody i płótna i opatrzył ranę, mówiąc do konia słowa pocieszenia i zachęty. Potem poprowadził go za uzdę, mając nadzieję, że rana szybko się zagoi. Byli już blisko miasteczka. Powoli zaczynali do niego wkraczać. Mijali różnych ludzi i wiele budynków. Nie wszystkie były zamieszkałe, niektóre były podniszczone. Geórgios widział na niektórych ślady pożaru, po ostrzale, po walkach. Zdawał sobie sprawę, że ten region był narażony na częste najazdy i napady ze strony różnych band bandytów, złych na świat i na cesarstwo Bułgarów, Serbów i innych sąsiadów. Wiedział, że jego zadaniem będzie zapewnić mu bezpieczeństwo i stabilizację.
Po kilku chwilach spotkali lokalnego Kephale (gubernator miasteczka i okolic, starosta grodowy), o imieniu Romanos. Był to starszy mężczyzna, o siwych już włosach i brodzie, ubrany w skromną tunikę i płaszcz. Zauważył on nadjeżdżający oddział i podszedł do niego z ciekawością i szacunkiem.
Romanos rzekł: Witajcie, podróżni. Kim jesteście i dokąd zmierzacie?
- Witaj, przyjacielu. Jesteśmy żołnierzami cesarstwa, a ja jestem nowym Strategosem Temu Hellady. Przybywam z Konstantynopola, aby objąć swoją funkcję i służyć cesarzowi i ludowi.
- Nowym Strategosem? Niech będzie pochwalony Bóg, że wreszcie ktoś się nami zainteresował. Witamy cię, czcigodny panie, w naszym skromnym miasteczku. Jestem Romanos, Kephale tego miejsca. Jestem do twojej dyspozycji i gotów ci służyć. - powiedział ożywiony Grek.
- Dziękuję ci, Romanosie, za twoje słowa i za twoją gościnność. Cieszę się, że spotkałem cię i że mogę liczyć na twoją pomoc. Jestem Geórgios Palaiológos, syn Teodora, z rodu Paleologów. Jestem zaszczycony, że mogę być Strategosem Temu Hellady i mam nadzieję, że będę godnie pełnił tę rolę.
- Geórgios Palaiológos? Z rodu Paleologów? Znam ten ród, to szlachetny i sławny ród, który dał wielu bohaterów i dostojników cesarstwu. Cieszę się, że jesteś z niego i że jesteś naszym Strategosem. Masz w sobie krew prawdziwego wojownika i wodza.
- Dziękuję ci, Romanosie, za twoje pochwały. Nie wiem, czy zasługuję na nie, ale staram się być godnym swego rodu i swego stanowiska. Powiedz mi, jak się mają sprawy w tym regionie? Czy jest tu spokojnie i bezpiecznie?
- Niestety, nie jest tu ani spokojnie, ani bezpiecznie. Od wielu lat jesteśmy nękani przez różne zagrożenia i nieprzyjaciół. Dwa lata temu niewielki oddział kilkunastu, kilkudziesięciu Bułgarów zapuścił się na południe i napadł na nasze miasteczko. Było to po wojnie domowej. Później przez te ziemie przeszło jeszcze kilka różnych grup i wojsk. Byliśmy nękani przez najazd Pieczyngów, nieopłacone, chciwe wojska temowe, bandy bandytów górskich. Nie ma tygodnia, żeby nie doszło do jakiegoś napadu, grabieży, podpalenia lub mordu. Ludzie żyją w strachu i biedzie. Brakuje nam żołnierzy, broni, żywności, pieniędzy. Brakuje nam wsparcia i pomocy z Konstantynopola. Brakuje nam nadziei. - powiedział z żalem i smutkiem w głosie Kephal Romanos. Na chwilę zapanowała cisza, którą przerwał Geórgios. - To smutne i przykre, co mówisz. Nie mogę pozwolić, aby tak dalej było. Przybyłem tu, aby przywrócić porządek i sprawiedliwość. Przybyłem tu, aby bronić tego regionu i jego mieszkańców. Przybyłem tu, aby walczyć z naszymi wrogami i pokonać ich. Przybyłem tu, aby dać wam wsparcie i pomoc. Przybyłem tu, aby dać wam nadzieję.
- Niech ci Bóg błogosławi, Geórgiosie. Twoje słowa są jak muzyka dla moich uszu, jak miód na moje rany. Nie wiem, czy uda ci się spełnić swoje obietnice, ale wiem, że masz dobre intencje i silną wolę. Niech ci Bóg daje siłę i mądrość, abyś był dobrym Strategosem. Niech ci Bóg daje szczęście i zwycięstwo, abyś był dobrym wojownikiem.
Geórgios odpowiedział - Dziękuję ci, Romanosie. Niech Bóg błogosławi ciebie i twoich ludzi. Niech Bóg błogosławi Helladę i cesarstwo. Niech Bóg błogosławi nas wszystkich.
- Proszę, pozwól mi zaprosić cię i twoich ludzi na nocleg i strawę. Nie mamy tu wiele do zaoferowania, ale chętnie się z wami podzielimy. Proszę, podążaj za mną, a zaprowadzę cię do wolnego domu po zmarłym patrycjuszu. Jest to duży i wygodny dom, który może pomieścić was wszystkich. Proszę, podążaj za mną. - powiedział Romanos, zwracając się do Geórgiosa.
- Dziękuję ci, Romanosie, za twoje zaproszenie. Chętnie skorzystam z niego i odpocznę po długiej drodze. Proszę, poprowadź nas do tego domu. - odpowiedział Geórgios, z szacunkiem i wdzięcznością.
- Proszę, za mną. (Zwracając się do jednego z mieszkańców, który stał obok) Hej, Nikiforze, chodź tu na chwilę. - zawołał Romanos, zauważywszy jednego ze swoich podwładnych.
- Tak, panie Kephale, co pan życzy? - zapytał Nikifor, podchodząc do Romana i Geórgiosa. Był to młody i chudy mężczyzna, ubrany w brudną i podartą tunikę. Miał na twarzy wyraz pokory i strachu.
- Nikiforze, to jest nowy Strategos Temu Hellady, Geórgios Palaiológos. Przybył tu z Konstantynopola, aby objąć swoją funkcję i służyć cesarzowi i ludowi. To jest wielki zaszczyt i radość dla nas wszystkich. - przedstawił go Romanos, z dumą i podziwem w głosie.
- Witam, czcigodny panie Strategosie. Jestem Nikifor, prosty mieszkaniec tego miasteczka. Jestem bardzo szczęśliwy, że pan tu jest i że pan się nami zainteresował. - powiedział Nikifor, kłaniając się nisko przed Geórgiosem. Nie śmiał mu spojrzeć w oczy, ani zwracać się do niego po imieniu.
- Witam, Nikiforze. Nie musisz się tak kłaniać, ani mówić do mnie tak uroczyście. Jestem tylko twoim sługą i bratem. - powiedział Geórgios, starając się być uprzejmy i życzliwy.
- Nie, nie, panie, nie mogę tak mówić. Pan jest naszym panem i przywódcą, naszym obrońcą i opiekunem. Pan jest godny szacunku i podziwu. Pan jest naszą nadzieją i naszym światłem. - zaprotestował Nikifor, z przerażeniem i podziwem w głosie.
- Hahaha, Nikiforze, nie mów tak. Jestem tylko człowiekiem, który stara się dobrze wykonać swoją pracę i służyć Bogu i cesarzowi. Nie oczekuję od ciebie niczego więcej niż twojej wierności i współpracy. Nie chcę być dla ciebie i innych tylko panem, chcę być dla Was przyjacielem. - powiedział Geórgios, starając się być skromny i przyjacielski.
- Pan jest bardzo dobry i skromny. Nie spotkałem nigdy takiego człowieka jak pan. Nie wiem, co mam powiedzieć. Niech Bóg błogosławi pana i pana ludzi. - powiedział Nikifor, z podziwem i wdzięcznością w głosie.
- Nikiforze...! - rzekł Romanos, któremu niezbyt sie spodobało takie spoufalanie z wysoko urodzonym. - Proszę, nie trać czasu na gadanie. Musisz dla nas coś zrobić. Musisz zaprowadzić pana Strategosa i jego ludzi do wolnego domu po zmarłym patrycjuszu. Wiesz, o którym mówię, ten duży i piękny, co stoi na wzgórzu, z widokiem na rzekę w oddali. Musisz im pokazać drogę i pomóc im się tam zainstalować. Zrozumiałeś? - powiedział Romanos, wracając do spraw praktycznych.
- Tak, Kephale, zrozumiałem. Zrobię, jak pan każe. Proszę, panie Strategosie, chodźcie za mną. Pokażę wam drogę do tego domu. Jest to najlepszy dom w całym miasteczku. - powiedział Nikifor, z entuzjazmem i pośpiechem.
- Dziękuję ci, Nikiforze, za twoją pomoc. Prowadź nas tam, gdzie mówisz. Żołnierze, chodźcie za mną, podążamy za Nikiforem! Niech Bóg błogosławi ciebie, Romanosie, za twoją gościnność! Do zobaczenia jutro. - powiedział Geórgios, podążając za Nikiforem, po tym jak wsiadł na zapasowego konia, z racji na to iż jego wierzchowiec jeszcze kulał. Geórgios pożegnał się z Romanosem lekkim skinieniem głowy i uśmiechem.
- Niech Bóg błogosławi ciebie, Geórgiosie, za twoją dobroć. Do zobaczenia jutro. - powiedział Romanos, odpowiadając na pożegnanie Geórgiosa. Patrzył za nim z szacunkiem i nadzieją.
***
Geórgios wraz ze swymi ludźmi podążył za Nikiforem, który pokazywał im drogę do wolnego domu po zmarłym patrycjuszu. Był to duży i okazały dom, zbudowany z kamienia i drewna, z wieloma oknami i balkonami. Stał na wzgórzu, z którego roztaczał się widok na okoliczne pola i winnicę, a także z którego można było zobaczyć w oddali rzekę Nestos. Wokół domu rosły drzewa i kwiaty, tworząc piękny ogród. Był to dom, który należał do bogatego i wpływowego patrycjusza, który zmarł kilka miesięcy temu, nie pozostawiając żadnych spadkobierców. Od tego czasu dom stał pusty i opuszczony, czekając na nowego właściciela. W posiadłości nadal przebywała część służących, dlatego dom nie popadł jeszcze w ruinę.
- To jest ten dom, o którym mówił pan Kephale. Jest to dom po zmarłym patrycjuszu. Jest to najlepszy dom w całym miasteczku. Możecie tu spędzić noc i odpoczywać. Proszę, wejdźcie i rozgośćcie się. - powiedział Nikifor, pokazując Geórgiosowi i jego ludziom duży i okazały dom na wzgórzu.
- Dziękuję ci, Nikiforze, za twoją pomoc. Ten dom jest rzeczywiście piękny. Możesz odejść - odpowiedział Geórgios, podziwiając dom i jego otoczenie.
- Życzę wam dobrej nocy Panie. - powiedział Nikifor, skromnie i szczerze, po czym skłonił się i odszedł.
Geórgios i jego ludzie weszli do domu po zmarłym patrycjuszu i rozejrzeli się po nim z zadowoleniem. Był to dom, który spełniał wszystkie ich potrzeby. Był to dom, który dawał im poczucie komfortu i bezpieczeństwa. Po kilku dniach w siodle, kiedy spali w namiotach, w końcu mogli odpocząć pod suchym i ciepłym dachem. W domu znajdowały się liczne pokoje, sale, kuchnia, był nawet mały basen jak w łaźni i inne pomieszczenia. Wszystko było czyste, zadbane i bogato wyposażone. Na ścianach wisiał jakiś obraz oraz kilka, gobelinów i ikon. Na podłogach leżały dywany, poduszki i materace. Na stołach i komodach stały naczynia, świeczniki i ozdoby. W ogrodzie rosły drzewa, kwiaty i zioła. Z ogrodu rozpościerał się widok na pola uprawne, winnicę i na całe miasteczko. Geórgios zarządził, aby jego ludzie rozdzielili się po pokojach i odpoczywali. Nakazał również postawić wartę przy drzwiach, która miała się zmieniać. Sam wybrał sobie jeden z pokoi, który miał balkon i widok na zachód słońca. Po zjedzeniu prostej kolacji, udał się na spoczynek, zamykając za sobą drzwi. Położył się na miękkim łóżku i zasnął, czując się zadowolony z siebie i spokojny.