Re: Wielka Wojna Domowa
: 27 cze 2025, 22:37
Po godzinie czwartej cała armia była już przygotowana do ataku. Maurycy kazał im się jednak nieco przespać. Na nogach pozostała część mająca za zadanie uniemożliwić odpoczynek wrogowi a więc obsługi artylerii.
Dwie godziny później oficerowie i podoficerowie budzili swoich podkomendnych. Wojownicy energicznie zrywali się z posłań by zająć miejsce w kolumnach ataku. Między nimi znaleźli się również księża zagrzewający ich do walki. Od kolumny do kolumny chodził też sam król ubrany w zbroję na której umieścił krzyż. Zapewniał swoich ludzi że wróg się ich boi i nie będzie stawiał twardego oporu. Błogosławił też tych którzy o to prosili. Po około dwudziestu minutach do dowództwa zaczęły spływać meldunki o gotowości bojowej.
Maurycy błogosławieństwem dał znak aby wyruszać. Armia na początku szła spokojnie. Nagle jeden z komandorów postanowił zaintonować pieśń. Co najlepiej znają zakonnicy? Kantyki i antyfony z liturgii godzin. Tak więc po chwili zaczął: "Salve Regina". Na "Mater" włączyli się wszyscy którzy słyszeli jego śpiew. W momencie gdy szturmujący musieli przyspieszyć kroku to śpiewali już wszyscy. Kto nie znał słów to nucił melodię, ponieważ większość armii zdołała już ją poznać jako że templariusze śpiewali antyfony maryjne codziennie po nieszporach. Gruzini zasypali wojska Jerozolimy gradem strzał, ale Frankowie wraz z sojusznikami nie zamierzali się poddać. Brak osłony ciemności spowodował że ludzie z drabinami i faszyną byli podstawowym celem wrogich łuczników , ale miejsce zabitych i rannych szybko zajmowali kolejni. Niejednokrotnie nawet nie był potrzebny rozkaz bo żołnierze sami zajmowali zwolnione miejsca. Kiedy wreszcie atakujący dobiegli do murów to łucznicy króla zatrzymali się w pewnej odległości od murów aby prowadzić ogień osłonowy. W tym samym czasie pierwsze drabiny opadły między blankami i pierwsi rycerze i piechurzy zaczęli się wspinać ku przeciwnikom. Król, u stóp murów zachęcał swoich podkomendnych aby nie ustępowali. Na murach, najgorętsza walka rozgrywała się o bramy. Kartwelowie wiedzieli że kiedy wrota do miasta się otworzą to przegrana jest pewna. Od początku żaden obrońca nie ustąpił nawet na krok i po pewnym czasie na murach powstały wręcz wały z ciał poległych i rannych. Walczący byli zmuszeni przechodzić nad nimi co wielokrotnie kończyło się upadkiem. Wkrótce dysproporcja w liczbach odniosła swój skutek i wola walki najeźdźców zaczęła słabnąć. Niektórzy składali broń i byli brani do niewoli. Inni ustępowali w kierunku miasta. Wkrótce bramy były w rękach łacinników. Król na to czekał. Poprowadził ulicą resztkę która nie weszła na mury. Starli się z wycofującymi się Gruzinami. Nie minął długi czas nim Sebastia była znów pod władzą prawego Imperatora co ludność powitała euforią. Przemieszaną z żałobą i złością. Król z przygnębieniem wysłuchał historii o brutalnym stłumieniu rebelii przed tygodniem. Kazał seneszalowi natychmiast oddać do dyspozycji władz miejskich znaczną sumę pieniędzy. Włodarze mięli rozdzielić pieniądze między rodziny poległych, a resztę wykorzystać na potrzeby społeczności miejskiej
Dwie godziny później oficerowie i podoficerowie budzili swoich podkomendnych. Wojownicy energicznie zrywali się z posłań by zająć miejsce w kolumnach ataku. Między nimi znaleźli się również księża zagrzewający ich do walki. Od kolumny do kolumny chodził też sam król ubrany w zbroję na której umieścił krzyż. Zapewniał swoich ludzi że wróg się ich boi i nie będzie stawiał twardego oporu. Błogosławił też tych którzy o to prosili. Po około dwudziestu minutach do dowództwa zaczęły spływać meldunki o gotowości bojowej.
Maurycy błogosławieństwem dał znak aby wyruszać. Armia na początku szła spokojnie. Nagle jeden z komandorów postanowił zaintonować pieśń. Co najlepiej znają zakonnicy? Kantyki i antyfony z liturgii godzin. Tak więc po chwili zaczął: "Salve Regina". Na "Mater" włączyli się wszyscy którzy słyszeli jego śpiew. W momencie gdy szturmujący musieli przyspieszyć kroku to śpiewali już wszyscy. Kto nie znał słów to nucił melodię, ponieważ większość armii zdołała już ją poznać jako że templariusze śpiewali antyfony maryjne codziennie po nieszporach. Gruzini zasypali wojska Jerozolimy gradem strzał, ale Frankowie wraz z sojusznikami nie zamierzali się poddać. Brak osłony ciemności spowodował że ludzie z drabinami i faszyną byli podstawowym celem wrogich łuczników , ale miejsce zabitych i rannych szybko zajmowali kolejni. Niejednokrotnie nawet nie był potrzebny rozkaz bo żołnierze sami zajmowali zwolnione miejsca. Kiedy wreszcie atakujący dobiegli do murów to łucznicy króla zatrzymali się w pewnej odległości od murów aby prowadzić ogień osłonowy. W tym samym czasie pierwsze drabiny opadły między blankami i pierwsi rycerze i piechurzy zaczęli się wspinać ku przeciwnikom. Król, u stóp murów zachęcał swoich podkomendnych aby nie ustępowali. Na murach, najgorętsza walka rozgrywała się o bramy. Kartwelowie wiedzieli że kiedy wrota do miasta się otworzą to przegrana jest pewna. Od początku żaden obrońca nie ustąpił nawet na krok i po pewnym czasie na murach powstały wręcz wały z ciał poległych i rannych. Walczący byli zmuszeni przechodzić nad nimi co wielokrotnie kończyło się upadkiem. Wkrótce dysproporcja w liczbach odniosła swój skutek i wola walki najeźdźców zaczęła słabnąć. Niektórzy składali broń i byli brani do niewoli. Inni ustępowali w kierunku miasta. Wkrótce bramy były w rękach łacinników. Król na to czekał. Poprowadził ulicą resztkę która nie weszła na mury. Starli się z wycofującymi się Gruzinami. Nie minął długi czas nim Sebastia była znów pod władzą prawego Imperatora co ludność powitała euforią. Przemieszaną z żałobą i złością. Król z przygnębieniem wysłuchał historii o brutalnym stłumieniu rebelii przed tygodniem. Kazał seneszalowi natychmiast oddać do dyspozycji władz miejskich znaczną sumę pieniędzy. Włodarze mięli rozdzielić pieniądze między rodziny poległych, a resztę wykorzystać na potrzeby społeczności miejskiej